cyclingdoppio.cc
Bonjour Prowansja

Bonjour Prowansja

Wakacje pod namiotem w Prowansji: lawendowe pola, duży kanion i lokalne boulangeries

Ann Sobieraj, Jedr Blaszyk
4 min

W tym roku postanowiliśmy odwiedzić romantyczną Prowansję. Nie bylibyśmy jednak sobą gdybyśmy zdecydowali się na proste rozwiązania takie jak podróż samolotem i noclegi w hotelach. Infrastruktura i kultura campingowa w Prowansji są naprawdę na wysokim poziomie, więc wrzuciliśmy nasz ultralekki namiot do bagażnika naszego samochodu i ruszyliśmy w trasę.

Tak długa podróż samochodem była wyzwaniem, zwłaszcza dla Ani, która robiła pierwsze kilometry na niemieckich autostradach. Po przekroczeniu Alp dotarliśmy w końcu do Francji, kierując się dalej na południowy zachód, stopniowo przemierzając Prowansję. W ciągu tygodnia odwiedziliśmy m.in.: Północną Prowansję, Alpy Wysokie, okolice Parku Regionalnego du Verdon czy okolice masywu Luberon.

Lac de Serre-Ponçon

Zmęczeni po długiej podróży dotarliśmy w końcu do Prowansji, w okolice pięknego jeziora Lac de Serre-Ponçon, gdzie chcieliśmy spędzić pierwszą noc pod namiotem. Ku naszemu zaskoczeniu – prawie wszystkie kempingi nad jeziorem były w pełni zarezerwowane (to był piękny słoneczny weekend). Po kilku frustrujących telefonach udało się znaleźć miejsce na dość drogim campingu – Camping La Vieille Ferme. Całość przypominała holenderską enklawę we Francji – właściciel był Holendrem, tako samo większość gości, a personel zakładał z góry, że Jedr również jest z Holandii. Miłym zaskoczeniem na campingu była natomiast ilość rowerzystów! O dziewiątej rano słychać było tylko cykające piasty, Jedr był zachwycony.

Parc Naturel Régional du Verdon

Kolejnym przystankiem były okolice parku du Verdon. Zatrzymaliśmy się na campingu Saint Jean, zaledwie kilka minut pieszo od miejscowości Moustiers-Sainte-Marie. Urocza miejscowość położona u podnóża stromej skały z kościołem na wzgórzu. Camping znajdował się też bardzo blisko Lac de Sainte-Croix, gdzie można odpocząć nad wodą lub wypożyczyć kajak i wpłynąć w malowniczy kanion Verdon (tak też zrobiliśmy).

Ten region to raj dla miłośników nocnego nieba. Niskie zanieczyszczenie światłem stwarza dobre warunki dla obserwatoriów astronomicznych. Drogę Mleczną widać tu gołym okiem, a jeszcze wyraźniej przez jasny obiektyw.

Aix-en-Provence

Do Aix-en-Provence pojechaliśmy zachęceni perspektywą zakupów na prowansalskim targowisku. Miasto tętni życiem, zwłaszcza w środę – dzień targowy. Warto wtedy zajrzeć na lokalny rynek, wypić kawę, przejść się wąskimi uliczkami miasta. Na targowisku można kupić dosłownie wszystko, od świeżych warzyw i owoców, przez lokalne wyroby na bazie lawendy, aż po ubrania i wiklinowe kosze.

Luberon

Luberon to pasmo górskie w środkowej części Prowansji. Zatrzymaliśmy się na campingu w francuskim gospodarstwie i odwiedziliśmy okoliczne malownicze miasteczka takkie jak Gordes, Roussillon czy Lourmarin. To ostatnie, mniej turystyczne od pozostałych, było idealne na romantyczną kolację. Odwiedziliśmy również pobliską winnicę Château Constantin, gdzie zaopatrzyliśmy się w kilka butelek lokalnie produkowanego białego i różowego wina.

Wśród miasteczek masywu Luberon szczególnie wyróżnia się Lacoste – zbieżność nazwy z marką odzieżową przypadkowa. Na szczycie wioski znajduje się zamek markiza de Sade, którego kontrowersyjna historia dodaje temu miejscu specyficzną, tajemniczą aurę. Z czasem Lacoste przekształciło się w artystyczną wioskę pełną małych galerii sztuki, pracowni artystycznych i rzeźb. Niezwykle klimatyczne i kreatywne miejsce!

Fontaine-de-Vaucluse & L’Isle-sur-la-Sorgue

Kolejne na trasie miasteczka to klasyki południowej Francji wymieniane w każdym przewodniku turystycznym. Malownicze, pełne kanałów, zieleni i starych kamiennych budynków. Świetne na spokojny spacer i kawę.

Avignon

Będąc w Prowansji nie mogliśmy przegapić papieskiej stolicy Avignonu. Zdecydowanie warto się w nim zatrzymać chociaż na chwilę, zobaczyć Palais des Papes, przespacerować się po zabytkowym centrum i odpocząć w parku Rocher des Doms z widokiem na Rodan.

Mont Ventoux

Nasza trasa kończyła się w okolicach Mont Ventoux. Ta góra to absolutne must-see każdego amatora kolarstwa. Jedr był mocno rozczarowany, że nie zabrał swojego roweru. Przekornie wjazd na szczyt Mont Ventoux samochodem okazał się stanowić większe wyzwanie niż podjazd na rowerze… Wymijanie licznych kolarzy na wąskiej, prowadzącej pod górę drodze było naprawdę wymagające. W okolicznych miasteczkach czuć ducha kolarstwa i sportową atmosferę. Polecamy zatrzymać się na kawę w rowerowej kawiarni Pista Cycling Café, klimatyczne miejsce pełniące również funkcję sklepu z rowerowymi akcesoriami.